Kto powinien ponieść odpowiedzialność za to, że pracownik banku Santander oszukiwał klientów, oferując im inwestowanie w nieistniejący produkt finansowy? O co chodzi w tej interesującej sprawie i jak komentuje ją radca prawny Piotr Nowak z Kancelarii Radców Prawnych i Wspólnicy z Lublina?
Omawiany problem dotyczy historii opisanej niedawno przez Dziennik Gazeta Prawna. Jeden z wieloletnich pracowników oddziału banku Santander w Rzeszowie działał nieuczciwie, zachęcając klientów do inwestowania w fundusze, które nie istniały. Pracownik Santandera był osobistym doradcą finansowym oszukanych ludzi i obiecywał im wysokie zyski. W rezultacie pracownik ten przywłaszczył sobie kwotę prawie 53 mln złotych! Jak tę absurdalną sytuację tłumaczy Santander?
Oszukani klienci – tłumaczenie banku Santander
Bank twierdzi, że żaden klient nie poniósł strat finansowych, ponieważ zwrócono im utracone środki. Jednak problemem jest to, że bank odmawia ponoszenia odpowiedzialności za ewentualne zyski, które zostały obiecane przez nieuczciwego pracownika, a których nigdy nie otrzymali pomimo poniesionej inwestycji. Przedstawiciel Santandera tłumaczy to w ten sposób, że bank nie może wziąć na siebie gwarancji zysku z funduszu inwestycyjnego, którego nie miał w ofercie.
Czy konieczna jest rekompensata dla klientów?
Co o takim tłumaczeniu sądzi mecenas Piotr Nowak z Kancelarii Radców Prawnych Nowak i Wspólnicy z Lublina? Komentarz został udzielony dla Dziennika Gazety Prawnej.
Radca prawny Piotr Nowak wyjaśnia: „Jeśli stanowiłyby one (gwarancje) element skutecznie zawartej umowy, chociażby niezgodnej z normalną ofertą banku, niewywiązanie się z nich należałoby traktować jako nienależyte wykonanie. Ponadto zgodnie z art. 430 kodeksu cywilnego wyjście przez podwładnego poza granice powierzenia powinno obciążać także jego zwierzchnika. W tym przypadku powstaje konieczność zapłaty odszkodowania przez bank w wymiarze nieuzyskanych, ale spodziewanych korzyści”.
Zaufali wieloletniemu pracownikowi banku
Oszukani klienci wyznają, że wcześniej nic nie wzbudziło ich podejrzeń, ponieważ ofertę otrzymali od pracownika z długim stażem, będącego jednocześnie doradcą ds. inwestycji. Ponadto do sporządzenia dokumentów z gwarancjami stopy zwrotu użyto papieru firmowego podpisanego przez członków zarządu. Jak się okazało, dokumentacja była sfałszowana. „Klient sądził, że zawarł skutecznie umowę z umocowanym do tego pracownikiem, zaś bank jako przedsiębiorca odniósł z tego faktu korzyść w postaci udostępnionego kapitału” – tłumaczy radca prawny Piotr Nowak z Kancelarii Radców Prawnych i Wspólnicy z Lublina.
Według mecenasa Piotra Nowaka podstawę odpowiedzialności banku mogą stanowić dwa przepisy kodeksu cywilnego:
- 430 k.c., dotyczący winy w nadzorze banku,
- 97 k.c., dotyczący działania osoby czynnej w lokalu banku.
W drugim przypadku wykorzystanie dokumentów z oficjalnymi znakami firmowymi i pieczęciami może uzasadniać przekonanie klientów, że dana osoba miała prawo do zawarcia umowy o określonej treści. Zastosowanie takiej interpretacji znajduje poparcie np. w stanowisku przedstawionym w wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 12 października 2018 r. (sygn. akt VI ACa 598/18).
Prawdopodobnie pracownik banku przez lata oszukiwał w ten sposób klientów, a pracodawca odkrył to dopiero niedawno. Zdaniem ekspertów poszkodowani klienci mogą chcieć występować z roszczeniami odszkodowawczymi przeciwko Santanderowi i domagać się zapłaty tzw. utraconych korzyści.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna.